Zęby to rzecz ważna, można by nawet powiedzieć, że kluczowa. Rozpoczynając od konieczności przerzucenia się w pewnym momencie życia z wyłącznego picia mleka na jedzenie chlebka i innych pyszności, a na urodzie i przystojności kończąc. Nic dziwnego, że i nasze dzieci, otrząsnąwszy się dopiero co z bolączek czteromiesięcznej kolki (mówię o tych szczęśliwcach, którym natura nie dała cierpieć ponad średnią krajową), zaczynają bogaty we wrażenia okres ząbkowania. A świadomość, że zarwane noce, coraz to nowsze gryzaki i wszelkie inne wysiłki utulenia rozgorączkowanego dziecka są po to, by za niedługo nasza pociecha mogła ten mlecznobiały skarb stracić, na pewno dodaje nam wszystkim otuchy. Rad i porad, podobnie jak w przypadku kolki, jest wiele.
Gdy nasza córeczka stawała się powoli niespokojnym „nocnym markiem”, sąsiadka, która notabene słyszała donośne płacze małej, oznajmiła głosem doświadczonej mamy : - „Idą ząbki; niech jej pani daje skórkę od chleba i jak najczęściej uderza łyżeczką o dziąsła” – radziła. Sama nie wiem, czemu jeszcze nie wypróbowałam tych sprawdzonych sposobów. Wydaje się, że postanowiłam podejść „profesjonalnie” do problemu. Po pierwszej, zarwanej z powodu niedoszłych ząbków nocy, kupiłam w aptece chłodzący żel oraz zestaw gumowych szczoteczek do masowania dziąseł. Polecam też ziołowe czopki łagodzące stany niepokoju i pomagające przespać maluchowi (i jego rodzicom!) noc. Chociaż, jak się okazuje, bliskość mamy i jej pełna ciepłego mleka pierś najskuteczniej łagodzi stres związany z ząbkowaniem. Ssanie, będąc świetną formą masażu dziąseł, odwraca jednocześnie uwagę dziecka od bólu. Prawdopodobnie też, zawarty w mleku mamy cukier działa uspokajająco, a jeszcze inne substancje pobudzają u dziecka produkcję endorfin. Tak więc karmienie piersią, oprócz innych znanych zalet, ma jeszcze jedną – uśmierza ból. A jeśli nie należymy do grona karmiących mam i zaprzyjaźniłyśmy nasze dziecko z butelką, nie żałujmy mu naszej bliskości, ona jest najważniejsza (bo niby dlaczego dzieci karmione sztucznie i ich mamy miałyby być pokrzywdzone?). Zapomnijmy o dawnych zasadach tzw. „zimnego chowu”, wedle których nie należało brać płaczącego dziecka na ręce (podobno z obawy przed rozpieszczeniem). A gdy ogarnia nas zmęczenie lub właśnie zaplanowaliśmy romantyczny wieczór „tylko we dwoje”, niech przed zupełną frustracją chroni nas poważna myśl, że choć mleczaki przychodzą tylko na chwilę (ale za to boleśnie), to dzięki nim nasze dziecko uczy się nie tylko gryźć, ale po części także mówić. No i są dobrą inwestycją na przyszłość: żłobią miejsce dla zębów stałych, a przecież w tych perełkach niejednokrotnie tkwi tajemnica promiennego, nie tylko dziecięcego uśmiechuJ.
Jeśli natomiast nasz maluch skończył właśnie siedem miesięcy (a może sześć lub osiem – dzieci nie zawsze chcą się zachowywać według książkowego zegarka dorosłych), nie tylko bolesne dziąsła przyprawią go o płacz. Większość dzieci w tym wieku przeżywa lęk przed rozstaniem z mamą i nieufność wobec „obcych”. Gdy śledzimy rozwój sfery emocjonalnej u niemowląt, widzimy, że w wieku 6-8 miesięcy pojawiają się pierwsze wyraźne oznaki przywiązania (oczywiście wszystkie mamy zauważają je już na samym początku i nie mają zamiaru czekać pół roku, by psychologowie potwierdzili tę niezaprzeczalną oczywistość J), a dominującą emocją zaczyna stawać się lęk. Słodki bobas, który do tej pory uśmiechał się do wszystkich i prawie każdemu pozwalał wziąć się na ręce, nagle zaczyna reagować strachem i głośnym płaczem, gdy straci mamę z oczu nawet na krótką chwilę. Również wzięty na ręce przez kogoś obcego (a „obca” może być nawet babcia, której nie widział przez tydzień) często protestuje pomimo, że mama znajduje się w pobliżu. Ten „lęk ósmego miesiąca” jest naturalnym etapem w rozwoju małego człowieka i zamiast podejrzliwości i niepokoju względem naszej przylepy dajmy jej dużo ciepła i uzbrójmy się w rodzicielską cierpliwość. Nie musimy się obawiać, że dziecko wyrośnie na niesamodzielną, nadmiernie przywiązaną do nas osóbkę.
Jeżeli zamiast ignorować jego lęk i płacz damy mu swoją miłość i troskliwą obecność, dziecko poczuje się bezpieczne i nabierze pewności, że może na nas liczyć. To zaspokojenie potrzeby bliskości i bezpieczeństwa pozwoli mu z odwagą poznawać otaczający świat i coraz bardziej poszerzać samodzielną przestrzeń zabawy już bez lęku, że rodzice znikną gdzieś na zawsze.
ostatnia zmiana: 15.02.2023 00:00:00